Klub Fachowca

Moja lista zainteresowań
Tradycja silniejsza od przepisów ....
Polacy poszczą w Wigilię, ale dlaczego to robią – nikt spoza grona ekspertów zajmujących się historią kościoła na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć. Nad problemem pochylili się więc polscy biskupi głosząc, że zjedzenie mięsa nie jest grzechem, a karpia jemy, bo to tradycja i w dodatku nie taka stara, bo to najtańsza ryba w PRLu przecież była, dostępna dla ludu, a lud trzeba zaspokoić, żeby był zadowolony. Oczywiście ryba musi być żywa, bo obyczaj każe, żeby coś przed świętami w wannie pływało. I tak oto w myśl narodowej tradycji do Wigilii w imię zasad Polacy nie doświadczają ciepłej kąpieli.

Polski folklor przykuł ostatnio nawet uwagę mediów. Zwrócono uwagę, że mundurowi skupiają się na wyłapywaniu piratów, a pomijają inne przestępstwa drogowe. Dziennikarzy nurtuje problem permanentnego niezatrzymywania się kierowców przed „warunkowym skrętem w prawo”. Oprócz „elki na dachu” większość ten przepis bagatelizuje. Prawdopodobnie są też tacy, którzy w ogóle o nim nie wiedzą. Policja na problem przymyka oko, a literalne przestrzeganie prawa kończy się agresją, a w niektórych przypadkach nawet kolizją. Bo przecież nikt nie ma pojęcia dlaczego baran się zatrzymuje, skoro ma zielone – można domniemywać, że niedawno otrzymał prawko.

Bałagan wprowadził w 2003 minister Marek Pol. Polityk wyszedł z założenia, że niebezpieczeństwo na polskich drogach wynika z reliktu PRLu – zielona strzałka namalowana na białej blaszce przymocowanej na stałe do sygnalizacji świetlnej jest przecież głównym źródłem katastrof w ruchu lądowym. Wydając stosowne rozporządzenie strzałki zlikwidował, tłumacząc się względami bezpieczeństw i przepisami UE – do której przecież tak mocno aspirowaliśmy. Ministerialny pomysł bezpieczeństwa oczywiście nie poprawił, ale za to wygenerował niemałe korki. Okazało się szybko, że UE zielonych „blaszanych” strzałek nie zakazuje, a komunistyczny wzorzec stał się nawet inspiracją dla zachodnich cywilizacji, które zaczęły montować podobne na swoich skrzyżowaniach. Rządzącym nabranie rozumu zajęło 5 lat i w 2008 powrócili do warunkowego skrętu. W odróżnieniu od peerelowskiego reliktu było tym razem na bogato, no bo w końcu czasy już inne, a podatnik przecież i tak zapłaci. Tak więc zaczęły pojawiać się pasujące już do całego wizerunku drogowego oświetlenia zielone strzałki. Żeby jednak kierowcy nie sądzili, że to nieprzemyślana fanaberia, władza przy okazji zmieniła przepisy. Kierujący ma prawo co prawda „warunkowo” skręcić w prawo, ale wyłącznie, kiedy strzałka jest zapalona. Winien jednak obligatoryjnie zatrzymać się przed sygnalizatorem, bo przecież znienacka pojawić się może na nim pieszy, a pokonując już skrzyżowanie – ustąpić pierwszeństwa przechodzącym przez drogę poprzeczną, wcześniej jednak ustępując pierwszeństwa nadjeżdżającym z lewej.

Po raz kolejny jednak polska tradycja silniejsza okazała się od przepisów stanowionych. Starsi kierujący nie mają pojęcia, że przed strzałką powinni się zatrzymać, a młodsi po otrzymaniu prawka szybko o tym zapominają, bo przecież po co zmieniać zakorzenione społecznie już wzorce zachowania.

Tak więc jedynymi przestrzegającymi reguł – oprócz kursantów – okazują się ci, co mają tył do zrobienia, bo przecież dla Polaka przepisy przepisami, ale tradycja musi być po naszej stronie.

#ProfiAuto #DoradcaProfiAuto #strzałka #skrzyżowanie
Powrót